KONCERTY, PORTRETY ZE SŁUCHU

Muzyka w tropikalnej szklarni

tekst z cyklu „Portrety ze słuchu”

W wakacje tradycyjnie ustaje rytm koncertów abonamentowych – to dobry czas, by trafić na niecodzienne wydarzenie w niecodziennym miejscu. Tego typu serią jest Philharmonic Music Summer organizowane przez Filharmonię im. Karola Szymanowskiego w Krakowie. Występ czworga perkusistów w Palmiarni Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego 20 lipca 2024 roku wydał mi się jednym z ciekawszych – nie tylko ze względu na lokalizację (to pierwszy z sześciu, które mają się tam odbyć w tym roku), ale również na oryginalne instrumentarium. Połączenie tych elementów – a dodajmy jeszcze przetaczającą się przez Kraków falę upałów – zaowocowało szczególnym egzotycznym klimatem, muzyka zaś przyniosła zastrzyk energii tak potrzebny w słoneczne leniwe dni.

Siedząc pod przeźroczystą kopułą w przestronnym, jasnym pawilonie ze szkła i metalu, nieco obawiałam się o akustykę. Jak się okazało – niepotrzebnie. Brzmienie zaskakująco dobrze wypełniało nietypową salę koncertową, a dźwięki miękko odbijały się od jej zakamarków. Wykorzystywał to między innymi Tomasz Arnold w utworach na marimbę solo, Kameleon Erika Sammuta oraz Wiatr w lasku bambusowym Keiko Abe. W grze znakomitego perkusisty czuło się lekkość i charyzmę, podobały mi się jego technika, umiejętność operowania barwą, a też wyczucie czasu – narracyjnie zwolnienia i zmiany tempa, które brzmiały naturalnie i nieprzypadkowo. Artysta wyróżniał się na tle innych, skądinąd też świetnych muzyków. Jako jedyny pokazał repertuar z wyraźnym rysem dramaturgicznym – lub też jego interpretacja rys ten wydobyła, ukazując jednocześnie możliwości instrumentu: od niepokojąco grzmiących basów po zgrabne delikatne figuracje.


Duet młodych perkusistek Rimba Duo zaprezentował się w kolei w lekkich kompozycjach o charakterze tanecznym przeznaczonych na marimbę i wibrafon: La depre Saúla Cosentina oraz Calienta Emmanuela Séjourné. Aleksandra Wtorek i Karolina Tama stanowią zgraną parę, świetnie komunikując się w przebiegu utworu i wymieniając rolami partii głównej oraz akompaniamentu. Precyzyjnie, choć z pełną swobodą, wygrywane rytmy oraz błyskotliwie łączące się instrumentalne kolory z pewnością przyniosły słuchaczom wiele przyjemności. Chwilami brakło może jedynie odpowiedniego balansu – w obu kompozycjach w kilku miejscach wysoki rejestr wibrafonu na zbyt głębokim pedale stawał się jazgotliwy i zagłuszał subtelniejszą marimbę.


Muzyka Macieja Hałonia miała z kolei coś z pierwotnego rytuału. Perkusista wykonał dwie autorskie kompozycje, jedną z udziałem Arnolda. Grał cicho, w skupieniu, z namaszczeniem – wychodząc od prostych, mantrowo powtarzanych motywów, które stopniowo wzbogacał i przekształcał. Sięgnął po kilka orientalnie brzmiących instrumentów, jak metalowy hang drum czy owinięte wokół łydki dzwoneczki. Nie mają one ani donośnego brzmienia, ani szerokiego ambitusu, jak wykorzystywane przez innych perkusyjne kolosy – ale w umiejętnych dłoniach pozwalają wykreować niepowtarzalny klimat, który doskonale współgrał z gęstą atmosferą tropiku pod rozległym pióropuszem liści 180-letniego kanaryjskiego daktylowca Phoenix canariensis.

W finale artyści sięgnęli po popularne Suitę West Side Story Leonarda Bernsteina (w aranżacji na marimbę i sekcję perkusyjną) oraz popisowe Watercolor Sun Ivana Trevina. Ostatni utwór, wykonywany przez wszystkich na jednej marimbie (po dwie osoby z każdej strony), tętnił radością – zresztą oba zabrzmiały smakowicie, czwórka artystów grała na luzie i z uśmiechami na twarzach. Cały koncert wypełniał lekki, przyjemny repertuar – nic, co by przesadnie ciążyło w stronę tak zwanej muzyki poważnej – świetny na nabranie oddechu i zachłyśnięcie się energią muzyki.

Philharmonic Music Summer 2024 , źródło: karnet.krakowculture.pl