BEZ ZOBOWIĄZAŃ

Dźwięki jak malowane. Murale w Krakowie

mural

Niektórych drażnią, innych zachwycają, budzą radość lub kontrowersje. I choć na co dzień można przechodzić obok nich obojętnie, to trudno nie dostrzec zmian, jakie dokonały się za ich sprawą w przestrzeni, w której żyjemy. Murale. Wkraczają w krajobraz miasta i wkrótce stają się jego elementem, wrastają w tożsamość miejsca. Ale sztuka murali jest przede wszystkim sztuką nietrwałą, ulotną. Najbardziej narażoną na działanie warunków atmosferycznych, na zmiany na rynku, przypadek, czas, ataki wandalizmu. Stworzoną dla wszystkich, a niechronioną przez nikogo.

…jest duże prawdopodobieństwo, że kolejne prace […] przestaną istnieć w niedalekiej przyszłości. Sztuka ulicy z założenia jest efemeryczna i pogodzona z tempem zmian komunikatów wizualnych w przestrzeni publicznej. W miejsce starych prac – choć nie dosłownie – pojawiły się nowe. Jedne ściany zastępują kolejne. 

– mówi Kamil Kuzko (źródło), jeden z przewodników spacerów w ramach Krakowskiego Szlaku Street Artu. Podobne wycieczki można nawet teraz odbyć – zgodnie z pandemicznym zwyczajem, bez wychodzenia z domu – za pośrednictwem takich stron jak krakow.streetartcities.com.

Co murale mają wspólnego z muzyką? Najczęściej niewiele, choć zdarzają się przykłady na różnych poziomach powiązane ze sztuką dźwięków. Zarówno bezpośrednio, jak i w sposób nieoczywisty. A skoro tak, to czemu nie spróbować tych wątków wyśledzić? Zacznijmy od Krakowa, miasta w którym mieszkam, zwanym przez niektórych „muralową stolicą polski”. Tutaj co rusz napotkać można różnego rodzaju przykłady street artu: od najmniejszych, które łatwo przeoczyć, skrytych w zaułkach lub na fragmentach ścian, po te wielkoformatowe, rozpostarte na szerokich płaszczyznach kilkupiętrowych budynków. Rozkwit tego rodzaju sztuki przypadł na ostatnie lata i trudno pominąć w nim znaczenie fundacji Świadoma Przestrzeń i realizowanego przez nią projektu „101 Murali dla Krakowa”.

Murale jak z bajki

Jednym z miejsc, które chyba najsilniej kojarzy się w Krakowie ze street artem jest Rondo Mogilskie. W elegancko zagospodarowanej przestrzeni z labiryntem przejść podziemnych i skrzyżowaniem tramwajów, aż roi się od murali. Kolory tryskają z każdej ze ścian: są ukończone w 2014 roku iluzoryczne gigantyczne Farbki Olafa Ciruty (obecnie oszpecone chuligańskim graffiti – jeszcze przez kilka dni można wesprzeć akcję jego naprawy na zrzutka.pl), jest i świeże, pełne zieleni i dynamizmu Wild City (2020, Paulina Czak, Piotr Jakób, Joanna Krótka, Olga Mulica), które zajmuje cztery bliźniacze kolumny i mieni się z każdym krokiem mijających je przechodniów. Rok temu powstał tam niezwykle muzyczny mural Mikołaja Rejsa – Carmen.

Nie jest to jedyne krakowskie dzieło tego artysty – baśniowi bohaterowie jego autorstwa zdobią różne ulice miasta. Zaznacza się w nich charakterystyczny styl: postaci są zaskakująco długie, giętkie (kończyny zginają im się w dziwnych miejscach), barwne, narysowane w ruchu, jakby płynęły lub sunęły w powietrzu. Fasadę Thesaurus Cracoviensis – oddziału muzeum Krakowa – zdobi bajkowa scena spotkania Jana Twardowskiego z żoną, którzy wyglądają niemal, jakby tańczyli. Na murze przy wejściu do Małopolskiego Instytutu Kultury zobaczymy wizerunki kilku związanych z Krakowem osób, a wśród nich muzykujących na akordeonie, skrzypcach, gitarze i mandolinie członków kapeli Szmelcpaka oraz jazzmana Andrzeja Kurylewicza. Instrumenty muzyczne pojawiają się również na innych drobiazgach Rejsa w okolicy: na ścianie Klubu Kultury Mydlniki widzimy jak młodzieniec gra na (sądząc po wielkości) altówce w domowym zaciszu dla babci i kota, zaś na osiedlu przy ul. Kościuszki zobaczyć można radosnego Meksykanina w błękitnych szortach i kaloszach z gitarą namalowanego na szarym tle budki transformatorowej.

Choć szczegóły konstrukcyjne w budowie malowanych instrumentów odbiegają nieco od rzeczywistości, a sposób ułożenia dłoni na gryfie należałoby w niektórych przypadkach uznać jeśli nie za karkołomny, to przynajmniej zupełnie nowatorski, to nie będziemy się ich czepiać, bo w baśniach przecież wszystko się może zdarzyć. Wątpliwość, a może i nawet pretensję za niechlujność, można jednak mieć w stosunku do wspomnianego dzieła Rejsa z Ronda Mogilskiego. Inspirację do niego miała stanowić sławna opera Carmen (1875) Georgesa Bizeta mówiąca o losach miłości i niestałości uczuć pięknej Cyganki – stąd zdobny we wzory i falbany strój bohaterki, a także obecność instrumentów na muralu. Kobieca postać trzyma w ręku skrzypce i wskazuje smyczkiem na narysowane obok nuty: początkowy fragment Habanery, który zachęcić ma przechodnia do swego rodzaju interaktywności – przypomnienia sobie lub nawet zanucenia znanej melodii. Jednak taneczny, trzykrotnie powracający motyw tylko w pierwszym takcie zapisany jest poprawnie – w kolejnych dwóch powtórzeniach zamiast szesnastki jest ósemka, a brak kreseczki sprawia, że rytm zostaje zniekształcony. Szkoda, bo ten pozornie nieznaczący szczegół może zaburzyć wydźwięk całości, szczególnie ludziom znającym podstawy notacji muzycznej, do których projekt został skierowany.

Mikołaj Rejs, Carmen (źródło)

I co jeszcze?

Na ścianach krakowskich budynków napotkać można wiele murali, które w różny sposób przemawiają do naszej wyobraźni muzycznej. Niektóre to po prostu portrety gwiazd i wybitnych postaci ze świata muzyki, stanowiące symbol czy rodzaj upamiętnienia. Na Dworcu Głównym, tuż obok wejścia do tunelu Magda w 2017 roku – niespełna trzy miesiące po śmierci Chestera Benningtona – powstał wizerunek wokalisty Linkin Park autorstwa grafficiarza Pieksy. Uśmiechnięta twarz otoczona tytułami piosenek miała stanowić hołd dla artysty, który w Krakowie dał jeden ze swoich ostatnich koncertów. W całym mieście w podobnym stylu Pieksa stworzył szereg portretów raperów i przedstawicieli muzyki popularnej: Rihanny (Forum Przestrzenie), Pharrella Williamsa (ul. Ślusarska), Nicki Minaj (al. Jana Pawła), Skepty (ul. T. Ptaszyckiego), André 3000 (Osiedle Kombatantów) czy Maca Millera (ul. B. Głowackiego).

Pieksa, portret Chestera Benningtona (źródło)

Kojarzące się z muzyką znaki, kształty czy też mniej lub bardziej rozpoznawalne instrumenty pojawiają się często w miejscach niepozornych, choć nieprzypadkowych – w miejscach szczególnie związanych ze sztuką, poświęconych jej kultywowaniu i rozwijaniu artystycznych zdolności. Na frontowej ścianie budynku Klubu Kultury Przegorzały w 2018 roku powstał ujmujący prostotą mural Marcina Wierzchowskiego. W jego centrum znajduje się fortepian i grająca na nim postać Krystyny Lepszy, wieloletniej nauczycielki, która pracując w Klubie wychowała kilka pokoleń instrumentalistów. Barwny projekt z trębaczem amerykańskiego twórcy street artu Joela Bergnera powstał w 2016 roku na jednym z boków nowohuckiego Klubu Osiedlowego „Jędruś”, w jego tworzeniu pomagali nastolatkowie z Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej z Kłaja. Z kolei Młodzieżowy Dom Kultury przy al. 29 Listopada zdobi ukryty od strony podwórza artystyczny mural, na którym znajdziemy niemal wszystko: klawiaturę, saksofon, gitarę, statyw, głośniki, gramofon.

Młodzieżowy Dom Kultury (źródło)

Ciekawy, przyciągający wzrok i nieoczywisty projekt powstał w 2013 roku w ramach Nowohuckiego Festiwalu Sztuki. W geometrycznych czarno-białych kształtach widzieć można zarówno odniesienie do klawiszy fortepianu, jak i suwaków miksera. Konceptualny Audiomural Aleksandry Toborowicz zajmuje całą tylną powierzchnię Nowohuckiego Centrum Kultury i widać go wyraźnie z każdego miejsca rozlewających się poniżej łąk. Rok później na fragmencie przedniej ściany budynku powstał spójne kolorystycznie i ideowo dzieło Łukasza Lendy.

Aleksandra Toborowicz, Audiomural (źródło)

Jeszcze inną kategorię stanowią murale, które nazwałabym „dźwięcznymi” lub „hałaśliwymi”. Oczywiście obrazy – nawet te wielkoformatowe – same z siebie nie wydają żadnych odgłosów, mogą jednak dawać bardzo sugestywne słuchowe wrażenia. Patrząc na dynamiczną, trzydziestometrową ilustrację Tomasza Wełny pt. Ulica Wielicka 100 lat temu oraz Podróżni ul. Wielickiej i tramwaj (2015), które zdobią ścianę za przystankiem Bieżanowska, możemy niemal usłyszeć gwar ulicznego tłumu, śmiechy bawiących się dzieci, dźwięki maszyn czy szczekania psów. Zaś gigantyczny złoty dzwon-megafon z niszczejącego już niestety dziewięcioletniego muralu Ding Dong Dumb autorstwa Blu, jakby huczy i grzmi ze ściany budynku przy ul. Piwnej. Potężna i ogłuszająca siła dźwięku dzwonów łączy się tu z jego symbolicznym znaczeniem, który odsyła do konceptualnej warstwy dzieła.

Blu, Ding Dong Dumb (źródło)

Pejzaż dźwiękowy i wizualny

Jest jeszcze inny, głębszy wymiar związku pomiędzy sztuką street artu a sztuką muzyczną. Aby go dostrzec, należałoby spróbować spojrzeć na codzienne, powszechne zjawiska nieco szerzej, jak na dzieło sztuki. Taki eksperyment na gruncie kompozycji i myśli estetycznej przeprowadził między innymi Raymond Murray Schafer, uważnie wsłuchując się w otaczające go dźwięki otoczenia, uliczne szumy, niechciane lub podświadomie ignorowane hałasy miasta. Określił je mianem soundscape’u:

Potrzebowałem słowa opisującego ów wir przyjemności i bólu, który odczuwałem w uszach od momentu przebudzenia się aż po noc, jeszcze długo po zamknięciu oczu. Przyszło mi na myśl wyrażenie „pejzaż dźwiękowy”.

Raymond Murray Schafer (cyt. za: M. Kapelański)

Oryginalne, surowe, nagrane lub przetworzone dźwięki otoczenia stały się w twórczości kompozytorów końca XX i początku XXI wieku równoprawnym materiałem, z których powstać może dzieło muzyczne. Pod tym względem, jest to postawa bliska artystom ulicznym. Murale, podobnie jak soundscape, wykrawają kawałek rzeczywistości i pozwalają nam spojrzeć na niego w zupełnie nowym świetle. Pozwalają przystanąć, dostrzec jego obecność i rozważyć znaczenie.