Bocznica kolejowa w Częstochowie (źródło)
Inspiracją do komponowania muzyki może stać się praktycznie wszystko. Dla wielu będzie to ukochana osoba, pejzaż, poruszające przeżycie, dzieło sztuki czy wzniosła idea, dla innych – nawet zwykły przedmiot, maszyna lub pojazd. Dwa tygodnie temu pisałam o tym, jak możemy słuchać zupełnie niepozornych dźwięków ulicy, samochodów, pociągów czy nawet szybowców, które nas otaczają (Podróż dźwiękowa). A jak słyszeli je kompozytorzy muzyki klasycznej? I co z tego przeniknęło do ich twórczości?
Przepraszam, czy mogę pożyczyć klakson?
Dźwięki miasta – dosłownie i w przenośni – znajdziemy u George’a Gershwina w poemacie symfonicznym Amerykanin w Paryżu z 1928 roku. Kompozytor starał się w nim oddać wrażenie, jakie wywarła na nim atmosfera stolicy Francji podczas tournée po Europie. W tkance dźwiękowej sięgnął po figlarne taneczne motywy, zaś w instrumentacji – po rzadko wówczas spotykane w składzie zespołów orkiestrowych saksofony, czelestę, a nawet autentyczne klaksony samochodowe (najlepiej, aby pochodziły z francuskich samochodów produkowanych na początku wieku).
Brzmienie klaksonów i alarmów samochodowych, choć tym razem w postaci sampli, pojawia się w City Life Steve’a Reicha z 2007 roku. Kompozytor w większości sam nagrywał wykorzystane później w utworze odgłosy różnych maszyn i pojazdów, również takie jak trzaskanie drzwiami, hałasy metra, gwizdy łodzi, sygnały policji czy straży pożarnej. Przeplata je z akustycznym brzmieniem zespołu kameralnego, tworząc ograniczoną w środkach, ale wymowną muzyczną wypowiedź.
W nocie autorskiej Reich pisze: „Idea mówiąca o tym, że każdy dźwięk może być wykorzystany jako element dzieła muzycznego, wisiała w powietrzu przez większość XX wieku” i powołuje się wprost na powstałe wcześniej ikoniczne kompozycje, w których w roli instrumentów pojawiły się na przykład syreny: Ionisation Edgarda Edgarda Varèse’a (1931) czy Ballet Mécanique George’a Antheila (1923–24). W tym ostatnim utworze usłyszymy też zakomponowane brzmienie śmigieł samolotowych. Abstrakcyjnego charakteru dodaje również użycie pianol, czyli samo-grających instrumentów klawiszowych z partią niemożliwą do wykonania przez człowieka.
W środkach nie przebierał przedstawiciel rosyjskiej awangardy Arsenij Awraamow. Jego Symfonia syren to właściwie cykl koncertów, szeroko zakrojonych spektakli, granych w różnych miastach w latach 1919–1923, każdorazowo z wykorzystaniem dźwięków dostępnych na miejscu pojazdów, maszyn i odgłosów lokalnych fabryk. Jak pisze Danuta Mirka, największym z nich okazał się koncert w Baku w 1922 roku:
…Awraamow poprowadził [go] osobiście z dachu specjalnie wybudowanej w tym celu wieży. Używał całego systemu flag sygnalizacyjnych skierowanych symultanicznie w strony: floty olejowej, pociągów na stacji, statków, samochodów transportowych, samolotów i chórów robotników. […] Scenariusz obejmował kilkugodzinny plan. O godzinie siódmej rano statki zaczynały gromadzić się w basenie portowym niedaleko stacji kolejowej, około dziesiątej trzydzieści rozpoczynał się „koncert”. Kolejne strzały armatnie inicjowały wejścia kolejnych „grup wykonawczych”, np. maszyn parowych, samolotów, dzwonów, silników. Akademia Militarna wykonywała Warszawiankę, a orkiestra dęta Marsyliankę. Nie brakło też okrzyków „hurra”. Wykonawcy przemieszczali się podczas całego koncertu, dlatego dźwięki symfonii to się przybliżały, to oddalały. Całość kończyła się wielokrotnie odśpiewaną crescendo Międzynarodówką. Monumentalna symfonia miała odzwierciedlać żywotność i potencjał klasy robotniczej.
Danuta Mirka (źródło)
W 2003 roku dokonano rekonstrukcji realizacji Symfonii syren według tego scenariusza:
Pociągi są super
Oprócz wykorzystywania lub pożyczania „instrumentów” ze świata środków transportu do utworów, w muzyce klasycznej spotkać można również zapożyczenia natury czysto brzmieniowej. Najsilniejszą inspiracją dla twórców okazują się dźwięki kolei żelaznej – imitacji odgłosów ruszania, stukotu kół, stopniowego nabierania tempa, gwizdów czy hamowania znajdziemy w utworach najwięcej, i to w twórczości kompozytorów różnych epok, utworach reprezentujących różne style i ciężar gatunkowy. O kilku przykładach wspominałam poprzednio (Pacific 231 Artura Honeggera, The little Train of the Caipira Heitora Villi-Lobosa, Travelling Song Michaiła Glinki). Technologiczny przełom, jakim było powstawanie pierwszych kolei żelaznych w Europie w latach czterdziestych XIX wieku, znalazł wyraźny oddźwięk w muzyce. Z jednej strony wielu twórców pisało wówczas na zamówienie utwory mające uświetnić uroczystości otwarcia nowych stacji kolejowych w ważnych miastach, z drugiej – niezależnie od zamówień – często sami garnęli się do komponowania, powodowani fascynacją tym nowym zjawiskiem. Jednym z wcześniejszych przykładów może być pochodzący z 1836 roku Eisenbahn-Lust Waltz Johanna Straussa (ojca), w którym masywne brzmienia przywodzące na myśl buchanie pary z komina lokomotywy przechodzą w kołyszący rytm, który z czasem nabiera coraz więcej lekkości i taneczności.
O tym, jak bardzo inspirujący był to temat dla Straussa i mu współczesnych, świadczy liczba kompozycji zebranych na dwóch płytach w serii Locomotiv-Musik: A Musical Train Ride (NAXOS) – wszystkie pochodzą epoki romantyzmu. Zainteresowanie pociągami w muzyce właściwie nigdy nie ustało (imitacje dźwięków jadącej maszyny usłyszymy w muzyce Benjamina Brittena pisanej do filmu Night Mail z 1936 roku czy w Different Trains Reicha z 1988 roku).
Poza tym wielu kompozytorów po prostu szczerze kochało podróże tym środkiem lokomocji i wszystko, co z nim związane. Ze swej pasji do pociągów znany był między innymi Antonín Dvořák. Rzeczywistość odpłaciła mu jednak w umiarkowanie przyjemny sposób. Jedna ze skomponowanych przez niego melodii, siódmą z serii Humoresek skomponowanych w 1894 roku, okazała się tak silnie wpadająca w ucho, że wkrótce nucili ją również pracownicy i podróżni kolei – zazwyczaj dodając przy tym nijak nie odpowiadającą charakterowi muzyki, ale dość zgrabnie wpasowującą się w rytm formułkę: „Pasażerowie proszeni są o niespuszczanie wody w toalecie, gdy pociąg znajduje się na stacji”.
Cóż. Nie wiadomo, kto ani kiedy jako pierwszy podłożył słowa, całość jednak obrosła legendą. Niefortunna melodia zyskała status porównywalny z przyśpiewkami ludowymi, powstawały kolejne zwrotki opisujące zwyczaje i pociągową etykietę, a sama Humoreska zyskała wiele nowych opracowań i jest prawdopodobnie najlepiej rozpoznawalnym (choć być może niekoniecznie kojarzonym wprost z twórczością czeskiego kompozytora) utworem Dvořáka.
Nie zdziwcie się więc jeśli i Wam podczas jazdy wpadnie do głowy jakaś melodia, od której nie sposób się uwolnić, nawet do końca podróży.