BEZ ZOBOWIĄZAŃ

Brzmienie i cisza architektury Petera Zumthora

Termy Vals (źródło)

Peter Zumthor w Myśleniu architekturą (1998) mówi o rzeczach prostych, wspomina miejsca, zapachy, dźwięki, kolory i kształty przedmiotów, opisuje sposób, w jaki odbijają światło lub rzucają cień. Szuka piękna w tym, co nieuchwytne, we wrażeniach, przeżyciach. Urodzony w 1943 roku Szwajcar jest jednym z najwybitniejszych architektów naszych czasów, osiągnął niemal wszystko, co człowiek może osiągnąć w danej dziedzinie: międzynarodową sławę, najbardziej prestiżowe wyróżnienia (m.in. Nagrodę Miesa van der Rohe w 1998 roku, Nagrodę Pritzkera w 2009 roku) i pokaźne grono wielbicieli – jednak cały czas powraca do najprostszych wspomnień, najbardziej elementarnych doświadczeń, z których czerpie siłę twórczą. Zumthor zwany jest „mistrzem budowania nastroju w architekturze” i „poetą ciszy”, mówi się, że projektuje nie tylko same budynki, ale też ich atmosferę. Dźwięki, odgłosy, brzmienia i cisze odgrywają w niej, podobnie jak muzyka w życiu architekta, niemałą rolę.

Słowa i dźwięki

Muzyka, obok literatury i sztuk wizualnych, stanowi jeden z głównych obszarów zainteresowań Zumthora, a także źródło inspiracji. Architekt przyznaje się do fascynacji muzyką Bacha, Mozarta, Schuberta, interesuje go również jazz i twórczość współczesnych kompozytorów. Sam gra na kontrabasie (ważne miejsce w jego domu w Leis zajmuje pokój muzyczny, gdzie ćwiczy i przechowuje instrument); jest również niezwykle wrażliwym słuchaczem, prawdziwie rozkochanym w dźwiękach, potrafiącym dostrzec i docenić najdrobniejsze subtelności wykonania.

Muzyka przerywa mi w pisaniu. Peter Conradin słucha starego nagrania Charlesa Mingusa. Moją uwagę przykuł wyjątkowy pasaż, pasaż pełen intensywności i wielkiej swobody w spokojnym, bez mała przyrodniczym rozkołysaniu powolnego rytmu, w którego pulsie saksofon tenorowy wiedzie ciepłą, ochrypłą i niespieszną mowę, którą rozumiem niemal dosłownie. Booker Ervin wydobywa z niego mocno zduszone dźwięki, ostre, ale nie kruche, porowate mimo całej ich twardości; oschłe pizzicato kontrabasu Mingusa to nie jest erotyczny soczysty groove, który chce rozbrajać czy ujmować. Ta muzyka, w ten sposób słuchana, myślę sobie, mogłaby w zasadzie brzmieć kapryśnie. Ale nie brzmi. Jest cudowna. „Nieprawdopodobnie piękna!” – mówimy ja i mój syn niemal jednocześnie i patrzymy na siebie. Wsłuchujemy się w tę muzykę. Ona jest przestrzenią. Kolorową i zmysłową – z głębią i ruchem. Jestem w niej. Przez kilka chwil nie ma nic innego.

(Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Peter Zumthor, Myślenie architekturą, tłum. A. Kożuch, Karakter, Kraków 2010.)

„Music room” w domu w Leis Petera Zumthora, fot. Pietro Savorelli (źródło)

Jego opisy utworów w niczym nie ustępują najlepszym tekstom krytycznym: są szczegółowe, ale nie przegadane, dają sensualne wyobrażenie brzmienia i powodują, że sami chcemy wsłuchać się w omawianą muzykę, w niej się zatracić. Język Zumthora jest lekki i poetycki, dobarwiony czasem interesującymi metaforami, wśród których znajdziemy też metafory muzyczne. Opisuje drewniane podłogi, które są „niczym lekkie membrany”, mówi, że „ukryte struktury i konstrukcje domu należy organizować tak, aby wprawiały ukończone ciało budynku w stan wewnętrznego napięcia i wibracji”, bo „w taki sposób zbudowane są skrzypce”. Z kolei bardziej rozwinięte porównania służą mu do wyjaśniania pewnych zasad czy idei dotyczących projektowania budynków – te z łatwością możemy przenieść również na bardziej ogólne poziomy w innych dziedzinach sztuki. Pisze:

Powiada się, że jedną z najbardziej imponujących cech muzyki Jana Sebastiana Bacha jest jej „architektura”. Konstrukcja sprawia wrażenie klarownej i przejrzystej. Można śledzić z osobna jej elementy melodyczne, harmoniczne i rytmiczne, nie tracąc przy tym poczucia kompozycji jako całości, w której wszystkie szczegóły tworzą sens. Wydaje się, że u podstaw dzieła leży klarowna struktura, a śledząc poszczególne wątki muzycznej tkaniny, można domyślić się reguł, które decydują o konstrukcji tej muzyki. Konstruowanie jest sztuką tworzenia sensownej całości z wielu elementów.

Również przykłady z twórczości i estetyki kompozytorów współczesnych pojawiają się w rozważaniach Zumthora. W kontekście procesu twórczego przywołuje pisma Johna Cage’a i jego oryginalne metody komponowania, zaś zwracając się do młodych architektów, mówi:

[…] świat tonów obejmuje także przeciwieństwo melodii, harmonii i rytmu. Znamy dysharmonię i łamane rytmy, cząstki i zbitki dźwięków, istnieją też czysto funkcjonalne odgłosy, które określamy mianem hałasu. Takimi elementami posługuje się muzyka współczesna. Myślę, że współczesna architektura w gruncie rzeczy powinna przyjąć równie radykalne podejście co muzyka nowoczesna.

Budując swą myśl na różnego rodzaju podobieństwach łączących muzykę i architekturę, Zumthor nie zapomina jednak o tym, co w tych dwóch dziedzinach znacząco odmienne. Przestrzega przed sytuacją, w której idea, którą autor pragnie wyrazić w projekcie, zaczyna dominować do tego stopnia, że traci się z oczu fundamentalny dla budynku wymiar praktyczny. Jego zdaniem – i stanowi to swoiste credo twórcze Zumthora – architektura nie jest „ani przesłaniem, ani znakiem, lecz oprawą i tłem dla przemijającego życia, wrażliwym naczyniem dla rytmu kroków po podłodze, dla skupienia przy pracy, dla ciszy snu”. Mówi o „pięknym milczeniu budowli”.

Piękne milczenie budowli

Z kart pism Zumthora przebija pokora i odpowiedzialność przynależna ludziom wielkim, świadomym swej wielkości i wagi swoich dokonań, ale również tego, jak niewiele to wszystko znaczy w obliczu historii, przemijania i wszechświata.

Nie roszczę sobie pretensji, by wiedzieć, co naprawdę znaczy przestrzeń. Im dłużej zastanawiam się nad jej istotą, tym bardziej tajemnicza mi się wydaje. Jednakże z pewnością wiem jedno: jeśli jako architekci pracujemy z przestrzenią, to zajmujemy się zaledwie skromnym wycinkiem tej nieskończoności, która otacza Ziemię. Ale każda budowla oznacza pewne miejsce w tej nieskończoności.

Projektując, zwraca uwagę na to, jak każdy przedmiot czy fragment konstrukcji odbierany będzie przez człowieka. Myśli nie tylko o elementach wizualnych, tych w najbardziej oczywisty sposób związanych z architekturą, ale także o słuchowych czy dotykowych, często pomijanych, choć istotnych, składających się na nasze całościowe doświadczenie. Dlatego też zaprojektowane przez niego budynki tworzą rodzaj immersyjnych przestrzeni, oddziałujących multisensorycznie. O intensywnym i onieśmielającym charakterze miejsca mówią odwiedzający sławne łaźnie termalne w Vals, gdzie skalne płyty z gnejsu wpisują się w chłodny krajobraz szwajcarskich Alp. Charakterystyczna dla budowli Zumthora mistyczna i kontemplacyjna atmosfera przejawia się silnie w budynkach sakralnych, między innymi w surowej bryle Kaplicy św. Benedykta w Gryzonii. Architekt zaprojektował w niej pustą przestrzeń pod podłogą w taki sposób, by wzmacniać rezonans kroków. Jak pisze: „Dbam o brzmienie pomieszczenia, o walory akustyczne materiałów i powierzchni oraz o ciszę, która jest wstępnym warunkiem słuchania”.

Szczególnie muzycznym projektem okazał się nieistniejący już Swiss Sound Box, szwajcarski pawilon na EXPO 2000 w Hanowerze. Imponująca konstrukcja powstała z niemal samego drewna (2800 m3 tarcicy modrzewia i sosny pochodzących ze szwajcarskich lasów) łączonego bez użycia śrub, gwoździ czy kleju, dzięki czemu po zakończeniu ekspozycji mogło zostać wykorzystane w innych budowlach. Potężne drewniane płaszczyzny tworzyły rodzaj geometrycznego labiryntu, w którego zakątkach odnaleźć można było przyjazne kawiarnie oraz strefy muzyczne, w których zaproszeni wykonawcy improwizowali na różnych instrumentach. Promienie słońca wpadały przez szczeliny w ażurowej konstrukcji, szum wiatru lub odgłosy deszczu odbijające się o metalowy dach mieszały się z rozmowami przechodniów i dźwiękami muzyki, w powietrzu unosił się intensywny zapach drewna i kawy. Projekt w założeniu stanowić miał rodzaj Gesamtkunstwerk i idea ta została spełniona.

Sensualna rzeczywistość

Wszyscy ulegamy oddziaływaniu przestrzeni, budynków, przedmiotów, choć często nie jesteśmy tego nawet świadomi. Zdaniem Zumthora jednym z zadań architekta jest zwracanie uwagi na te niepozorne elementy, które decydują o atmosferze miejsca, jego klimacie i aurze, by z ich pomocą komponować nowe przestrzenie. Tym, co istotne, staje się nie tylko kształt, odcień czy faktura wykorzystanego materiału, ale także właściwy mu zapach oraz dźwięk. Projektując, Zumthor wraca myślą do znajomych miejsc, które poprzez splot różnych elementów zyskały pewną niepowtarzalną atmosferę i zadaje sobie pytania: „Jakie właściwości miało pomieszczenie, plac, jak wyglądały, jaki zapach unosił się w powietrzu, jak rozbrzmiewały w nim moje kroki, jaki był ton mojego głosu […]?”. Wszystko są to elementy, na które być może nie zwracamy uwagi w życiu codziennym: dźwięki, których nie słyszymy, bo są tak powszechne, że w pewnym momencie stają się zupełnie przezroczyste (o tym zjawisku pisałam tutaj). Zumthor słucha ich z uwagą i zapisuje w pamięci.

Mówiąc o pierwszych samodzielnie robionych meblach, wspomina jak „drzwi małej szafki […] zamykały się szczelnie przy łagodnym oporze tarcia i słabo słyszalnym odgłosie powietrza”. Pamięta słoneczne przedpołudnie w pewnej rynkowej kawiarni i „Cudowne dźwięki: pobliskie rozmowy, kroki na wyłożonym kamiennymi płytami placu, lekkie szemranie tłumu (żadnych samochodów, żadnego hałasu silników), od czasu do czasu z dali dobiegają odgłosy budowy”. Przywołując w myślach czas budowy własnego domu w Leis, słyszy „stukot młotów cieśli, przy wtórze hałasujących silników pojazdów rolniczych, brzękaniu dzwonów na szyjach kóz pasących się wysoko na stoku, albo dźwięcznego bicia sygnaturek na wieżyczce pobliskiej kredowobiałej kaplicy Świętego Jakuba”. Te wszystkie doświadczenia kumulują się i znajdują wyraz w projektach i budowlach architekta.

Miałbym ochotę ciągnąć dalej i opowiadać […] o drzwiach, które domykały się na tyle różnych sposobów: niektóre szczelnie i wykwintnie, inne z lichym i tanim szczęknięciem, a jeszcze inne twardo, wspaniale, onieśmielająco… […] Kiedy projektuję, raz po raz zanurzam się w starych i na w pół zapomnianych wspomnieniach i próbuję stawić sobie pytania: co dokładnie stanowiło o istocie tamtej sytuacji architektonicznej, co ona dla mnie wówczas oznaczała i co mogłoby mi pomóc odtworzyć ówczesną bogatą atmosferę, która wydaje się nasycona oczywistą obecnością rzeczy, gdzie wszystko jest na odpowiednim miejscu i ma odpowiednią formę?

Niezwykła wrażliwość Zumthora na dźwięki i brzmienia zbliża go w pewien sposób do współczesnych kompozytorów, czujnych obserwatorów i słuchaczy otaczającej nas rzeczywistości, którzy takie właśnie najbardziej codzienne brzmienia nagrywają, kolekcjonują, przetwarzają i włączają do swych kompozycji. Z drugiej strony w postawie architekta uderza fenomenologiczna wiara w znaczenie doświadczenia, przekonanie o potrzebie żywego i bezpośredniego kontaktu z dziełem sztuki, jakim jest zaprojektowana przestrzeń. W przestrzeni tej, doświadczanej w sposób sensualny, subiektywny, za pomocą czucia i emocji mamy szansę doznać czegoś szczególnego, zbliżyć się do prawdy i samego piękna.

Architektura to zawsze namacalna materia. Architektura nie jest abstrakcyjna lecz konkretna. Projekt czy zamysł przelany na papier to nie jest architektura, lecz mniej lub bardziej wybrakowana reprezentacja architektury, porównywalna do nut w muzyce. Muzyka potrzebuje wykonania. Architektura potrzebuje realizacji. Wtedy powstaje jej ciało. A ono jest zawsze zmysłowe.

Isang Enders wykonuje Preludium ze Suity wiolonczelowej G-dur nr 1 we wnętrzu kaplicy Brata Klausa (Mechernich) projektu Petera Zumthora