PORTRETY

Audio Art. Zbliżenia

…czyli pięć esejów programowych stworzonych na zamówienie Festiwalu Audio Art

Festiwal Audio Art obchodzi w tym roku trzydziestolecie. To święto dla wszystkich entuzjastów sztuki dźwięku, zwolenników eksperymentu w muzyce i poza muzyką, słuchaczy spragnionych niecodziennych wrażeń i gotowych na przeżycia, które elektryzują, wstrząsają, drażnią lub budzą zdumienie. Inicjatorem tego wydarzenia, jego wieloletnim organizatorem i dyrektorem artystycznym jest Marek Chołoniewski. W tym roku program zbudowano wokół tematów ważnych i aktualnych, takich jak człowiek, ciało, doświadczenie, ekologia i środowisko. Poniżej prezentuję kilka zbliżeń wybranych dzieł na tle działalności ich twórców. Teksty te, jako zapowiedzi koncertów, powstały na zamówienie Festiwalu Audio Art i publikowane są na oficjalnym fanpage’u wydarzenia.

Mrok granulki piasku

Aleksandra Chciuk i Kuba Krzewiński. Tych dwoje wybitnych młodych artystów bez wątpienia żyje w świecie, którego nie ograniczają żadne utarte definicje i podziały, któremu obce są wszelkie schematy myśli i doświadczenia. Granice pomiędzy sztukami przekraczane były przez nich tak często, że już dawno uległy zatarciu. Tutaj rządzą wyobraźnia, zmysły i przeżycia.

Chciuk – pianistka, wykonawczyni i twórczyni – kolekcjonuje fragmenty otaczającej rzeczywistości, przedmiotów, słów i osobistych wspomnień, by układać z nich multimedialne wielowymiarowe rzeźby i performatywne spektakle. Z kolei Krzewiński, pianista i kompozytor, porusza się w sferze niemal zapomnianej przez wielowiekową tradycję muzyki klasycznej, a mianowicie w sferze fizyczności i cielesności dźwięku. Jego utwory, często sięgające po polisensoryczne środki, w subtelny, a zarazem szczególnie wymowny sposób uświadamiają znaczenie obecności, dotyku, wzajemności i odczuwania.

Ich wspólna twórczość obejmuje kilka zapadających w pamięć utworów-spektakli, które doczekały się wielokrotnych interpretacji w całej Polsce. Balck of Granule to projekt szczególny, intymny, pochłaniający i odurzający. Omija wszelakie konwencje i pozwala doznać czegoś zupełnie niespotykanego. W zaciemnionym pomieszczeniu – w podziemiach Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie – dwoje artystów z użyciem preparowanego fortepianu i elektroniki komponuje na żywo dźwiękowo-zmysłową przestrzeń dla jednego odbiorcy. Każde wykonanie jest inne, osobiste, każde budzi odmienne emocje.

„…Wszystko jest inaczej. Na czarnej plaży w kierunku czarnej puszczy, po dźwiękach w kłączach chmurzastej substancji, poza mnogość widoków, w dziką czerń granulki. Wszystko jest tak samo…” – piszą autorzy w nocie programowej. Muzyka wypływa z impresyjnych doświadczeń nocnego spaceru, wspomnienia cichego szumu lasu i chrzęstu piasku pod stopami. Jej doświadczenie w sytuacji bliskiej deprywacji sensorycznej ma jednak siłę wyzwalania nieoczekiwanych, najdalszych i najbardziej abstrakcyjnych odczuć i skojarzeń.

Monolith

Mári Mákó i Sofie Kramer tworzą dzieła na granicy spektaklu i rytuału, śmiało eksperymentując z cielesnością i podważając społeczne tabu. Odwaga, siła, kobiecość, mistycyzm i sensualność to tylko niektóre wątki powracające w pracach tego holenderskiego duetu.

Mákó dowodzi na polu dźwiękowym, Kramer – wizualnym. Pierwsza z nich nie tylko tworzy muzykę, ale też projektuje własne narzędzia i elektroniczne instrumenty. Ciągnie ją w stronę niekonwencjonalnych praktyk, użycia sensorów i oscylatorów, nadawania przestrzeni nowych znaczeń i barw. Nie boi się brzmień ostrych i szpetnych, gęstych wielopoziomowych faktur, eksperymentów z dźwiękami różnego pochodzenia. Wszystkie jej dzieła przenika jednak pewna zmysłowa organiczność, powracają tematy odrodzenia i życia, samotności i wspólnoty, czasów minionych i współczesnych. Z kolei Kramer kreuje sztukę przede wszystkim poprzez medium własnego ciała. Jest artystką teatralną, performerką, tancerką i pisarką. Świadomie wystawia się na widok obcych spojrzeń, podejmując problem niszczącego działania czasu, fizycznych ograniczeń i walki o samostanowienie. Inspiracji szuka w sferze baśni i mitów, prowadząc z nimi grę na różnych poziomach.

Monolith stanowi ich kolejny interdyscyplinarny projekt, w którym główną rolę odgrywa taniec na rurze. „W tej ekstatycznej tanecznej podróży rura staje się przedmiotem sakralnym, bramą do innego świata, w którym spoczywa antyczna, zapomniana wiedza ukryta w ludzkim ciele” – czytamy w opisie wydarzenia. Autorki snują w nim wizualno-dźwiękową opowieść bez słów, w której stereotypowy symbol przyziemnych rozkoszy i materialności świata staje się narzędziem sensualnego i duchowego doświadczenia. Bohaterami tworzonego na naszych oczach spektaklu są wyposażone w czujniki ruchu podest i rura, modelowana na żywo futurystyczna aura brzmieniowa i przemyślana choreografia. Zaś jego sens rozgrywa się gdzieś pomiędzy nimi – między obiektem a ciałem, między obrazem a dźwiękiem, między przesłaniem artystek a oczekiwaniami słuchacza.

Stare płyty – nowe brzmienia

Ania Karpowicz i Dominik Strycharski to dwoje niepokornych artystów, których dzieli niemal wszystko, a łączy wspólny projekt i życiowa misja odczarowania fletu – instrumentu, o którym wydaje się, że w tradycji muzycznej powiedziano już wszystko. Czy na pewno? „Jestem zdecydowaną przeciwniczką infantylizowania go jako «instrumentu pasterskiego», słodkiego «cukiereczka» w orkiestrowym menu” – mówi Karpowicz. W jej dłoniach flet poprzeczny ukazuje nieoczywiste piękno muzyki współczesnej lub staje się łącznikiem z przedwojennym światem kultury żydowskiej.

Karpowicz jest laureatką Paszportu Polityki, założycielką Hashtag Ensemble i kuratorką wielu innowacyjnych wydarzeń. Odebrała znakomitą klasyczną edukację, wędrując po Europie aż na szczyty międzynarodowych koncertów i konkursów. Z kolei droga Strycharskiego przebiegała od amatorskich fascynacji brzmieniem fletów prostych i etnicznych oraz intuicyjnych eksperymentów z jazzem, elektroniką, ambientem, muzyką noise, klubową i teatralną – zawsze pod prąd i na własną rękę. Dziś jest autorem ponad 30 płyt i muzyki do blisko setki spektakli. W dźwiękach szuka „czegoś, co mnie zaniepokoi, a jednocześnie da mi nowe odczucia […], szukam rzeczy w pewnym sensie wstrząsających – oszczędnością, masą brzmieniową, jakąś kosmiczną harmonią”.

Ich ścieżki skrzyżowały się w projekcie Syrena:RE. Wyprowadzają w nim flet ze sterylnej sali koncertowej czy studia nagraniowego i przenoszą w szum miejskich podwórek, bliżej prawdy, bliżej życia. Brzmieniowym punktem wyjścia dla wykonawców stają się zachowane płyty ze starej kultowej wytwórni Syrena Rekord. Z tych nagrań podłapują na żywo urywki muzycznych motywów wplatając je w inteligentną, nieraz dowcipną lub nastrojową narrację. Motorem napędzającym tego twórczego dialogu jest ścieranie się opozycji: konfrontacja dwóch artystycznych osobowości, a także napięcie między analogowym artefaktem a powstającą tu i teraz improwizacją.

SYRENA:RE, Ania Karpowicz i Dominik Strycharski, fot. A. Wąsik-Płocińska

We wnętrzu utopijnej architektury

Maria Olbrychtowicz traktuje architekturę jako coś więcej, niż tylko otaczające nas chłodne bryły i nieme konstrukcje. Widzi w niej humanistyczną siłę, która oddziałuje na nasze życie, porządkując i organizując przestrzeń wokół nas. Architektura wikła ludzi w sieć relacji, może tworzyć napięcia lub kontrasty, przynosić poczucie harmonii lub budzić lęk. Daje się poznać wszystkimi zmysłami, jednak to pomijany zazwyczaj zmysł słuchu staje się w tym przypadku dla artystki najważniejszy.

Olbrychtowicz ukończyła krakowską Akademię Sztuk Pięknych, brała udział w zbiorowych wystawach w kraju i za granicą. Płynnie porusza się w obszarze nowych mediów, performance’u, wideo, sztuki dźwięków, malarstwa i rysunku. Nie boi się przekraczać granic, podważać obowiązujących norm i przyzwyczajeń, zachowując przy tym szczególną jasną logikę narracji i czystość artystycznych koncepcji. Te cechy dochodzą do głosu w jej pracy dyplomowej – Utopijnej Architekturze Akustycznej.

Podobnie jak Iannis Xenakis w legendarnym Pawilonie Philipsa lub Władysław Strzemiński z Katarzyną Kobro w innowacyjnym podejściu do rzeźby, Olbrychtowicz projektuje totalne i wielomodalne doświadczenie odbiorcy. Radykalnie zrywa z utrwalonym w wielowiekowej tradycji myśleniem – tutaj to nie utwór pisany jest do wykonania w danej przestrzeni, a odwrotnie: przestrzeń powstaje dla muzyki. Inspirowana minimalistyczną aurą Music for 18 Musicians Steva Reicha autorska kompozycja wyznacza kształt i rozmiar architektonicznej bryły, akustyczne własności repetowanych współbrzmień decydują o topofonicznym rozstawieniu instrumentalistów. Budynek staje się rzeźbą, zamkniętą w ascetycznej, surowej formie, wewnątrz której muzyka rozbrzmiewa nieustannie, bez początku i bez końca.

„Ten monumentalny projekt nosi na sobie znamiona szaleństwa i fanaberii. Nikt nie zgodzi się zbudować budynku, który jest w całości przeznaczony tylko do odsłuchiwania jednego utworu” – wyznaje autorka. Jego prezentacja w formie makiety stanowi rodzaj zaproszenia do uruchomienia wyobraźni, zmiany perspektywy i otworzenia się na nowe alternatywne spojrzenie na architekturę, będąc jednocześnie symbolicznym ucieleśnieniem konceptualnego manifestu twórczyni.

Uwikłanie

Nie każdemu dane jest doświadczyć podróży po tropikalnych lasach, zanurzyć w gorący wilgotny klimat, wsłuchać w odgłosy pierwotnego świata przez wieki niemal nietkniętego ręką ludzką. Pablo Sanz, kompozytor, artysta dźwiękowy i badacz stacjonujący w Madrycie, w swoim projekcie entangled dzieli się fragmentem tego doświadczenia, zamkniętym w immersywnej performatywnej instalacji.

Sferę artystycznych poszukiwań Sanza wyznaczają ograniczenia ludzkiej percepcji. W swoich projektach, pracy naukowej (doktorat na Queen’s University w Belfast) i kuratorskiej (m.in. jako dyrektor artystyczny Festiwalu Sensxperiment) lubi stawiać pytania o sposoby słuchania, wikłać odbiorców w wielomodalne eksperymenty z użyciem muzyki elektronicznej i konkretnej, wyzwalając refleksję nad materialnością, miejscem człowieka w świecie i jego relacji z otoczeniem.

Mikrofony, rejestratory, kable i taśmy zdają się obiektami w żaden sposób nieprzystającymi do charakteru amazońskiej dżungli. Projekt entangled w swej idei sprzeciwia się jednak konwencjonalnym podziałom na technologię i naturę, człowieka i środowisko, świat sztuki i świat przyrody. Wszystko wszak wywodzi się z jednego źródła. Utrwalanie soundscape’u podmokłych lasów równikowych w rejonach Amanã i Mamirauá w Amazonii zajęło dwa miesiące i kilkaset godzin ścieżki nagraniowej. Na tej podstawie powstał dźwiękowy portret tego nieprzystępnego, dzikiego i urzekająco pięknego ekosystemu.

Przestrzenność wpisana jest w same założenia entangled. Dzięki ambisonicznemu systemowi głośników udało się odwzorować wielowymiarowość autentycznego doznania, która – jak opisuje autor – tworzy rodzaj „auralnej architektury”. Wśród gigantycznych drzew rozgrywa się dźwiękowy spektakl subtelnych odbić kropel deszczu, listowia poruszanego powiewem wiatru, spadających gałęzi, odgłosów roślin trącanych przez wędrujące zwierzęta, gady, insekty, przemykające pod wodą ryby. Tak jak w rzeczywistości, tak i w jej artystycznej interpretacji autorstwa Sanza dochodzą one ze wszystkich stron, mącąc spokój ducha i wyostrzając zmysły.

Pablo Sanz, entangled (źródło)