BEZ ZOBOWIĄZAŃ

Wrzesień, szkoła i muzyka

Breve regnum

Wreszcie! Jeśli uważacie, że nie tylko rok szkolny, ale też kalendarzowy powinien zaczynać się pierwszego września (w środku zimy lepiej byłoby przecież leżeć w głębokiej hibernacji), jeżeli szkoła nie budzi w Was przerażania ani odrazy, a raczej ekscytację lub miłe wspomnienia, albo jeżeli po prostu lubicie grupować utwory zgodnie z jakąś dziwną ideą (jak zima czy lato) – zapraszam do słuchania utworów, które kojarzą się ze szkołą. Cała playlista do posłuchania tutaj, ale polecam też obejrzeć filmy – w operze również szkolne motywy znajdziemy i warto je odbierać także oczyma.

Ten krótki wpis dedykuję uczniom, nauczycielom, a także przechodzącym właśnie przez poprawkowe sesje i zaczynającym zajęcia za niecały miesiąc – studentom i prowadzącym zajęcia.

Johann Sebastian Bach – Inwencje dwugłosowe, Inwencja C-dur

Czy komuś udało się przejść przez szkołę muzyczną i nie grać Inwencji dwugłosowychInwencji trzygłosowych (sam Bach nazwał je najpierw Preambulami)? Zapewne nie – więc i szkolna playlista nie może zacząć się inaczej. Jednemu z synów Bacha – Wilhelmowi Friedmannowi – też się pewnie nie udało uniknąć tych utworów – dla niego powstał ponoć cały zbiór.

Breve regnum erigitur

Chociaż ta średniowieczna pieśń (zdjęcie jej piętnastowiecznego rękopisu ozdabia ten tekst) odnosi się do żakowskiego, a więc studenckiego święta, dwie zwrotki w polskim przekładzie zdatnym do śpiewu (niestety nie mam pojęcia, czyim – czy to Zygmunta Kubiaka?) pamiętam jeszcze ze szkoły podstawowej („zwykłej” – nie muzycznej):

„Ot, królestwo się zakłada,
krótko się w nim tylko włada
i zniesione wniwecz pada,
kiedy minie władcy czas.

Wybieramy krakowiaka,
z wszystkich najlepszego żaka,
niczym lilija chłopaka,
przepełnego wszelkich kras”.

A całość wydało PWM w 1959 roku z tłumaczeniem Anny Świrszczyńskiej:

Krótkie króla władanie,
wspaniałego zniżenie,
zniżonego wzniesienie
gdy odmieni się pora.

Zyskał młodzian zaszczyty,
iż nie w ciemię był bity,
dowcip jego obfity,
takoż pilność wyborna.

To Krakowa syn dzielny,
niby lilia on cudny,
żaden nie jest mu równ
między wszystki rycerze.

Dni ośmioro królem był,
królowania dostąpił,
potem zasię chłostan był
na królewskim swym dworze.

Boć przez króla wybranie
nauk jest opuszczenie.
Wszytki tydzień niechanie
żakowskich powinności.

Więc wiecie – nie niechajcie żakowskich powinności dłużej, niż tydzień!

Gaudeamus igitur

Ta z kolei pieśń wykonywana jest w okolicznościach poważniejszych niż frywolne, odwracające porządek rzeczy juwenalia – w czasie inauguracji roku akademickiego. Mimo że kończy się wiwatami oraz brzmi zawsze gromko i pogodnie (zwłaszcza w kontekście towarzyszącej jej zwykle Gaude Mater Polonia, o hymnie narodowym nie wspominając), ma raczej wydźwięk – podobnie jak Breve regnum – nie tylko wesoły: radość warto cenić zwłaszcza dlatego, że i tak wszyscy skończymy w grobie. I to dopiero post molestam senectutem – „po męczącej starości”. Do Gaudeamus… nawiązali też przynajmniej dwaj kompozytorzy: Franz Liszt i Johannes Brahms. Pierwszy pisząc na jej temat coś w rodzaju fantazji na fortepian na cztery ręce, drugi – cytując ją w orkiestrowej Uwerturze akademickiej.

Maurice Ravel – Dziecko i czary

Ten utwór zawsze przypominał mi inną magiczno-dziecięcą kompozycję – Ucznia czarnoksiężnika Paula Dukasa. W operze Ravela niesforny kilkulatek nie chce się uczyć, a kiedy mama zamyka go za karę w jego pokoju – wyżywa się na meblach. Kiedy zmęczony zapada w sen, śni, że Chińska Filiżanka, Imbryk, Fotel, Sofa, a nawet – co nas dzisiaj najbardziej interesuje – okrutna Arytmetyka w postaci Staruszka, usiłują dokonać zemsty na gagatku. Z czasem przyłączają się też zwierzęta z ogrodu, którym chłopiec również dał się we znaki. Łobuza ratuje jednak dobry uczynek – opatrzenie wiewiórce zranionej łapki. Scena zaczyna się ok. 29:12:

Maurice Ravel, Dziecko i czary, wersja baletowa, reżyseria i choreografia Jiří Kylián, dyr. Hans Hulscher, Nederlands Dans Theater, 1986.

Benjamin Britten – The Turn of the Screw

Ta powstała na bazie opowiadania Henry’ego James opera również opowiada o dzieciach, ale raczej nie jest dla dzieci. Uczeń jest tu raczej nie zwyczajnie niegrzeczny, jest wręcz demoniczny. A może to nie on, tylko duchy poprzedniej guwernantki i służącego? Albo obecna guwernantka lub nieobecny opiekun dzieci? Nic tu do końca nie wiadomo, a muzyka, na czele z dwunastotonowym „dokręcanym” tematem śruby w wariacyjnych interludiach doskonale zagęszcza atmosferę grozy, niewypowiedzianych okrucieństw, coraz bardziej obezwładniającego bohaterów zła.

Lekcji łaciny i geografii poświęcona jest osobna scena, której kulminacją okazuje się śpiewana przez chłopca piosenka. Oparta na zwykłej mnemotechnicznej zabawie mającej pomóc zapamiętać wieloznaczność wyrazu malo (forma od malus jabłko, zły, pierwsza osoba liczby pojedynczej czasownika woleć). Piosenka Milesa okazuje się jednak znacznie bardziej złowieszcza, na co wpływa między innymi brzmieniowe pokrewieństwo imienia chłopca i wyrazu. Kolejnym złym omenem będzie przywołanie Morza Martwego na lekcji geografii. Scena zaczyna się ok. 31:56:

Benjamin Britten, The Turn of the Screw, dyr. Richard Farnes, reż. Louisa Muller, Garsington Opera, 2020.

Gioacchino Rossini – Cyrulik sewilski

Na szczęście lekcje mogą też przynosić znaczne korzyści, nie tylko edukacyjne. Do klasycznych należy scena lekcji muzyki, której młodej, sprytnej i pięknej Rosinie udziela nie jej nauczyciel, Don Baslio, a podszywający się pod jego zastępcę ukochany hrabia Almaviva, zdecydowanie niemile widziany przez opiekuna dziewczyny (i pretendenta do jej ręki) Bartolo. Zakochani usiłują jakoś połączyć ćwiczenia wokalne, randkowanie i przekazywanie sobie wiadomości tuż pod nosem uciążliwego Bartola. Wszystko pewnie poszłoby bez problemu, gdyby nie nagłe zjawienie się rzekomo obłożnie chorego Don Basilia… Proponuję oglądanie od 1:40:25:

Gioacchino Rossini, Il barbiere di Siviglia, dyr. Claudio Abbado, reż. Jean-Pierre Ponnelle, orkiestra i chór La Scala, 1972.

Wolfgang Amadeus Mozart – Così fan tutte ossia La scuola degli amanti

Z takiej lekcji, na której muzyki raczej się nikt nie nauczy, blisko już (jak od Rossiniego do Mozarta) do szkoły życia. Cyniczny Don Alfonso (wspierany przez Despinę chwalącą się świetną znajomością mężczyzn) prowokuje dwóch młodych mężczyzn do podjęcia zakładu, że ich narzeczone pozostaną im zawsze wierne. Po serii obrzydliwych manipulacji, dziewczęta oczywiście dopuszczają się zdrady (czy ktoś może mieć im to za złe?). Czworokąt miłosny, oszustwa, zakłady o rzeczy tak istotne jak miłość, gorzkie rozczarowania – nie brzmi to jak materiał na komedię. I rzeczywiście – Tak czynią wszystkie albo Szkoła kochanków pozostaje komedią bardzo gorzką. Momentami szalenie zabawną, ale czy ktoś uwierzy, że po szczęśliwym zakończeniu, kiedy ślub biorą ze sobą jednak pierwotne pary, bohaterów czeka szczęśliwe życie? A może właśnie tak, bo już nauczyli się, jak działa świat (według Don Alfonsa i Despiny) i rozstali z młodzieńczymi ideałami?

Wolfgang Amadeus Mozart, Così fan tutte, dyr. David Robertson, reż. Phelim McDermott, Metropolitan Opera 2018.

Gradus ad Parnassum

Ale szkoła, szkoła i nauka, ma nas podobno do czegoś wielkiego doprowadzić. Przynajmniej do matury. Tytuł jednego z najsłynniejszych podręczników kontrapunktu w historii, Stopień na Parnas autorstwa Johanna Josepha Fuxa, właśnie do tego przekonania się odwołuje.

Johann Joachim Fux - szkoła kompozycji
Strona tytułowa traktatu Johanna Josepha Fuxa Gradus ad Parnassum

Idea i sława podręcznika były na tyle silne, że prawie sto lat później, na początku wieku XIX, Muzio Clementi swoją szkołę gry na fortepianie zatytułował tak samo. A po kolejnych stu latach do Clementiego odwołał się Claude Debussy w pierwszym utworze z cyklu Children’s CornerDoctor Gradus ad Parnassum.

***

Pozostaje więc życzyć wszystkim związanym ze szkołami szczebli wszystkich: mało lekcji zdalnych (nie polecamy zwłaszcza tych przeprowadzanych przez szalonych Arytmetyków za pośrednictwem snów), zajęć bez dokręcania śruby i atmosfery horroru, za to z humorem (choć może lepiej, żeby uczyli ci, którzy mają kompetencje, nie podejrzani zastępcy), żeby spotkania z Bachem nie kończyły się ucieczkami z lekcji fortepianu, a wszystkie starania i rzetelne wypełnianie żakowskich (i profesorskich) powinności prowadziły nas na nasze wymarzone parnasy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *