Patrząc w historię polskiej muzyki nie można wskazać kompozytora, w którego dziełach tak wyraziście ujawniałaby się nieomal biologiczna siła twórcza. W muzyce Pendereckiego wciąż i zawsze odczuwa się twórczy gest artysty, który jest absolutnie pewny siebie. Imponująca siła. Erupcja muzycznego żywiołu. Żadnych wątpliwości, żadnych kompleksów.
— Andrzej Chłopecki
Mocne wejście
Jest rok 1959. Komisja Konkursu Młodych Związku Kompozytorów Polskich, a w niej wybitne postaci świata muzycznego, m.in. Witold Lutosławski, Stanisław Wiechowicz, Andrzej Dobrowolski, analizuje i ocenia anonimowo nadesłane partytury. W końcu zapada decyzja, trzy kompozycje zdecydowanie wyróżniają się na tle innych – miejsce pierwsze i ex aequo dwa drugie zdobywają Strofy, Psalmy Dawida i Emanacje, trzecia nagroda nie zostaje przyznana. Po ujawnieniu autorów okazuje się rzecz niesamowita – wszystkie dzieła zostały skomponowane przez jedną i tę samą osobę, Krzysztofa Pendereckiego. Coś takiego nie wydarzyło się nigdy wcześniej, ani nie wydarzy się już nigdy później.
Swoją pierwszą, wielką nagrodę zdobył na konkursie koła ZKP […]. To była niesłychana historia… Krzysztof bowiem przesłał na konkurs trzy utwory, wszystkie zupełnie inaczej zakodowane. Ostatni utwór przepisywaliśmy we trójkę – z Baśką Świątek i ze Staszkiem Radwanem (aby były różne charaktery pisma), bo Krzysztof padł już ze zmęczenia. [śmiech] Pamiętam, że właśnie ten ostatni utwór, dosłownie za pięć dwunasta w nocy, wysłałam, biegnąc szaleńczym pędem na Pocztę Główną i błagając aby obili to wieloma stemplami. Czekaliśmy wtedy na wyniki konkursu z okropnymi nerwami. Trudno się dziwić – pierwsze koty za płoty… To był pierwszy kontakt Krzysztofa z czymś naprawdę istotnym. Po jakimś czasie przyszło awizo na rozmowę telefoniczną. Pobiegliśmy z Krzysztofem na Pocztę Główną […]. Po rozmowie, Krzysztof wyszedł z kabiny telefonicznej i zawołał: „Wszystkie trzy nagrody!” Dzwonił do niego wówczas także prof. Andrzej Dobrowolski z ogromnymi gratulacjami. Ucieszył się, że komuś z Krakowa tak znakomicie się powiodło. Wszystkie jego utwory zdobyły 1, 2 i 3 nagrodę. Kazek z Krzysztofem dostali wtedy jakiegoś „kopa” zupełnego, bo odbył się wówczas „taniec dzikich siuksów”. [śmiech] Tańczyli i wrzeszczeli okropnie z tej nieokiełznanej radości.
— wspomina Barbara Penderecka, pierwsza żona kompozytora.
Trudno sobie wyobrazić bardziej wyrazisty początek kariery. Krzysztof Penderecki miał wówczas 26 lat i właśnie kończył studia z kompozycji Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie w klasie Artura Malawskiego. Zwycięski utwór, Strofy, został wykonany na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, wzbudzając niemałe zdziwienie nowym podejściem do materii muzycznej, ale też równie duże zainteresowanie. Jako pierwsze zareagowało środowisko niemieckojęzyczne. Partytura Strof trafiła do Heinricha Strobla, który jako dyrektor festiwalu Donaueschingen Musiktage für Zeitgenössische Tonkunst, wraz z rozgłośnią Südwestfunk (Baden-Baden), zaproponował młodemu Pendereckiemu skomponowanie nowego utworu na najbliższą edycję festiwalu. Anaklasis na orkiestrę smyczkową i 6 grup perkusyjnych zabrzmiało w Donaueschingen w 1960 roku, wywołując zarówno wyrazy protestu, jak i szczerego zachwytu. Fenomen Pendereckiego został dostrzeżony. Wkrótce z kraju i ze świata posypią się kolejne zamówienia, propozycje wykonań, nagrań i publikacji partytur.
W tym okresie – na początku lat sześćdziesiątych XX wieku – działo się w twórczości Pendereckiego bardzo wiele. Anaklasis, Quartetto per archi nr 1, Polymorphia, Fonogrammi, Fluorescencje, Kanon – wszystko to dzieła wybitne i godne uwagi. Brutalne i szorstkie w brzmieniu, wstrząsające i nasycone w ekspresji, drażniące uszy przywykłe do klasycznych harmonii, jednak cały czas w jakiś niezwykły sposób pociągające, onieśmielające i porażające. Tak w 1960 roku, wraz z muzyką młodego Pendereckiego – a w dużej mierze właśnie dzięki niej – rodzi się w muzyce polskiej zupełnie nowe zjawisko: sonoryzm. Wszystkie wspomniane kompozycje – obok m.in. Genesis Henryka Mikołaja Góreckiego czy Riff 62 Wojciecha Kilara – przynależą do tego nurtu. Sztandarowe dzieło sonoryzmu, które przyćmiło swą sławą wszystkie pozostałe, również wyszło spod ręki Krzysztofa Pendereckiego – to Tren – Ofiarom Hiroszimy.
U podłoża sonoryzmu – komentuje Krzysztof Szwajgier – leży idea „zatartej rozpoznawalności dźwięków”. Słuchając takiego utworu, bardzo trudno będzie nam jednoznacznie określić źródło dźwięku, wskazać konkretny instrument lub technikę wykonawczą, a często nawet wysłyszeć rytm czy pojedynczą wysokość. Co innego jest tutaj ważne: barwa i faktura. Tylko i aż. Penderecki nie potrzebował niczego więcej, żeby wstrząsnąć ówczesnym stanem muzyki polskiej i pchnąć ją w nowym kierunku.
Anaklasis – jedno z pierwszych
„Prawdziwym awangardowym utworem, który uważam za absolutnie mój, jest Anaklasis z 1959 roku” – mówił Penderecki po latach, w 2008 roku. Jest to jednocześnie jedna z pierwszych jego sonorystycznych kompozycji, ta, która otworzyła przed nim drogę międzynarodowej kariery.
Tytuł ma podwójne znaczenie. Odnosi się do występującego czasem w poezji zjawiska przestawiania sylab akcentowanych i nieakcentowanych, co prowadzi do modyfikacji stóp rytmicznych. Konstruktywistyczne operacje na rytmie znajdują też odzwierciedlenie w technice kompozytorskiej, a co za tym idzie – w samej muzyce, szczególnie we fragmencie perkusyjnym. Z języka greckiego „anaklasis” (άνάκλασις) to także „załamanie światła” – i to znaczenie kieruje nas raczej w stronę interpretacji, słuchania i próby rozumienia dźwięków w kategoriach wizualnych, wyobrażeniowych. Taką próbę podjęła m.in. Anna Galikowka-Gajewska, autorka choreograficznej interpretacji utworu Pendereckiego:
To raptem 6 minut muzyki – 6 minut muzyki o doskonałej formie i naładowanej ekspresją do granic możliwości. Rozpoczyna się nieśmiało: od tajemniczych gestów smyczków, z czasem coraz bardziej złowieszczych i agresywnych. W środkowej fazie kompozycji do głosu dochodzą instrumenty perkusyjne – to wybuch pierwotnej, nieopanowanej energii, przechodzący raptem w brzmienia jasne, dźwięczne i migotliwe. Pod koniec powracają nasycone, szorstkie tony smyczków, a samo drżące, niespokojne zakończenie zdaje się unosić i rozpływać w powietrzu.
Warto zwrócić uwagę na szczególny sposób notacji. Kompozytor zamiast tworzyć narrację z pojedynczych linii melodycznych często używa tzw. klasterów, czyli wąskozakresowych wielodźwięków granych przez kilka lub kilkanaście instrumentów jednocześnie. Notuje je jako czarne pasmo – w określonym rejestrze i o określonym czasie trwania – jakby „pociągnięciem grubego markera” (określenie Mieczysława Tomaszewskiego), co daje plastyczne wyobrażenie brzmienia. Dodatkowo wewnątrz takich klasterów może zmieniać się wszystko: zagęszczenie rytmiczne, dynamika, artykulacja, siła i zakres vibrata itd. Taka technika pozwala na osiągnięcie bardzo skomplikowanej i intrygującej słuchowo faktury – słychać to szczególnie wyraźnie w ostatniej fazie kompozycji, w której pojawiające się stopniowo kolejne pasma instrumentów smyczkowych splatają się ze sobą w polifonicznej kulminacji.
Anaklasis – i co dalej?
Anaklasis to początki. Nie tylko muzyki Pendereckiego, również innych muzyk. Jego wpływ na twórczość współczesnych polskich kompozytorów i w rezultacie na obecny kształt muzyki polskiej trudno przeoczyć. Ale przecież również w dorobku zagranicznych kompozytorów pozostawił Penderecki swój ślad. Sonorystyczne zjawiska obecne w jego partyturach z lat sześćdziesiątych często stawia się obok współczesnej mu twórczości Iannisa Xenakisa, Freidricha Cerhy czy Györgya Ligetiego. Dość nadmienić, że Ligeti, twórca mikropolifonii, jako jedną z inspiracji dla swojego dzieła Atmosphères, wskazywał właśnie Anaklasis. W sposób symboliczny po sam tytuł kompozycji Pendereckiego, ale też do jej idei i kontekstu powstania, sięgnęli twórcy wytwórni płytowej „Anaklasis”, PWM, skupiającej się na wybitnych dziełach współczesnych polskich kompozytorów. Tradycja pozostaje kontynuowana.
Krzysztof Penderecki zmarł niecały tydzień temu, 29 marca 2020 roku. Całe jego życie i cały jego dorobek artystyczny – teraz już zamknięte – są równie bogate i oszałamiające, jak sam początek. Pasja według św. Łukasza, Raj utracony, Polskie Requiem, Król Ubu, Siedem Bram Jerozolimy, Kadisz… Ze wszystkich jego kompozycji przemawia zawsze jedna cecha osobowości kompozytora, którą Andrzej Chłopecki dostrzegł i opisał wiele lat temu: moc twórcza. „Twórczość Krzysztofa Pendereckiego nie tylko na muzykę, lecz na całą polską kulturę spadła z siłą pięści” – pisał. Ale musi minąć jeszcze pewnie sporo czasu, żebyśmy tę twórczość potrafili udźwignąć, w pełni zrozumieć i w pełni docenić.
Literatura
- Krzysztof Szwajgier, Sonoryzm i sonorystyka, „Ruch Muzyczny” 2009 nr 10.
- Iwona Lindstedt, Sonorystyka w twórczości kompozytorów polskich XX wieku, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010.
- Andrzej Chłopecki, Dziesięć spojrzeń na Krzysztofa Pendereckiego, „Ruch Muzyczny” 2009 nr 2.
- Danuta Mirka, The sonoristics structualism of Krzysztof Penderecki, Akademia Muzyczna w Katowicach, Katowice 1997.
- Krzysztof był strasznym łobuzem¸ Barbara Penderecka w rozmowie z Katarzyną Cichoń, „polskamuza.pl” [dostęp].