W czasie, w którym wiadomości złe docierają do nas znacznie częściej niż dobre, każda rzecz, która pozwoli nam choć trochę, choć przez chwilę, się ucieszyć, okazuje się jeszcze cenniejsza niż zwykle. Taka była na przykład wczorajsza inauguracja 33. Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów (zdaje się, że pod tą nazwą to druga edycja, historia zmiany tytułu tego wydarzenia to chyba materiał na osobny wpis; w tym momencie Festiwal nadal jest krakowski – na pierwszym miejscu, ale i międzynarodowy – zaraz na drugim, co sprawdza się w przypadku tegorocznego programu).
Na temat przewodni obecnej edycji wybrano nawiązania do antyku i kultur dawnych, które dały o sobie znać w trzech z czterech kompozycji koncertu – głównie za sprawą tytułów i autorskich not. Na podstawie brzmienia utworów, ich narracji i kolorystyki, nasuwał mi się jednak klucz słuchania nieco inny – tropem żywiołów ziemi i powietrza (którego symbolem niech będą ulatujące w utworu Gatonski baloniki).
Zdecydowanie pod znakiem powietrza stoi Koncert na flet i orkiestrę kameralną Ryszarda Osady. Nie tylko za sprawą samego użycia fletu jako solowego instrumentu, ale też sposobów artykulacji – dominowały dźwięki zaszumione, o dynamice nagłych podmuchów, uderzenia klapami, glissanda, zwłaszcza w (quasi?) cadenzach (choć sam kompozytor wskazuje tylko na jedną, to już otwierające utwór wirtuozowskie wejście fletu zdecydowanie nasuwa takie skojarzenie). Dużo jest w tym utworze brzmień dzwonkowych i ptasich, rozćwierkanych – co znów nasuwa skojarzenia z tym żywiołem. Kiedy Joanna Zabłocka recenzowała Koncert dla „Ruchu Muzycznego”, zwróciła uwagę na obecność w nim „frenezji, ale i umiaru”. Podejrzliwa wobec możliwości połączenia tych jakości, z zaskoczeniem zanotowałam u siebie podobne wrażenie. Niekwestionowaną gwiazdą była tu solistka, Alicja Molitorys – jej wszechstronność i wirtuozeria, a przede wszystkim lekkość i pozorna łatwość wykonania tej, jak podejrzewam, szalenie trudnej partii uwiodły mnie zupełnie.
Na ziemię – choć nie w negatywnym znaczeniu – sprowadził nas drugi wykonany utwór. Inauguracja KMFK nie jest tylko koncertem, ale też uroczystością wręczenia nagród Międzynarodowego Konkursu dla Młodych Kompozytorów im. Krzysztofa Pendereckiego (przy tak długich nazwach wypada się cieszyć, że blog nie ma ograniczeń znaków). W tym roku przyznano jedną nagrodę główną i trzy wyróżnienia (Franciszek Araszkiewicz, Michał Dorman, Ashley John Long). Zwycięski utwór wykonano właśnie w czasie koncertu. A Horny Faun’s Rampage Jongsunga Oh okazał się kompozycją energiczną, pełną życia, skupiającą uwagę słuchacza już od nieco filmowego otwarcia. Filmowe – czy nawet kreskówkowe – były też niektóre motywy (opadające: „wah, wah wah waaaah” trąbki z tłumikiem). Wszelkie eklektyzmy wydawały się potraktowane jednocześnie nie zupełnie ironicznie czy krytycznie, ale też nie w pełni poważnie, jakby z przyjaznym pobłażaniem, skutkując utworem angażującym i w dobrym znaczeniu rozrywkowym (zwłaszcza w związku ze zdecydowanie ziemskimi uciechami, którym oddawał się zapewne tytułowy faun). Nawiązanie do Preludium do „Popołudnia fauna” Claude’a Debussyego, choć według kompozytora miało decydujący wpływ na materiał dźwiękowy całości utworu, dało się usłyszeć zwłaszcza w drugiej fazie kompozycji (utwór ma typową budowę szybka–wolna–szybka) – leniwej, jakby w bezruchu, z solowo traktowanym fletem.
Poniekąd połączenie ziemi i nieba zainspirowało utwór Ecotopia 4 Michaela Gatonski (zamówienie KMFK) – autor odwołał się do tzw. rysunków z Nazca, wielkich, widocznych tylko z lotu ptaka figur odkrytych w Peru (np. przedstawienie pająka widoczne nad niniejszym tekstem, zdjęcia autorstwa Diego Delsa, Wikimedia Commons). Twórca w nocie zwrócił uwagę przede wszystkim na grę pionów i poziomów. Rzeczywiście aspekt fakturalny należał do najciekawszych, a zarazem dobrze uchwytnych słuchowo. Stosunkowo łatwo śledzić można było ostinatowo powtarzane gesty, nagłe wejścia akordów o spektralnej proweniencji (momentami, przede wszystkim pod koniec kompozycji, nasuwającymi nawet skojarzenie z „uziemionymi”, głęboko zakorzenionymi akordami Partiels Gérarda Griseya), klarowne ruchy „tektonicznych warstw”. Tu również, podobnie jak u Jongsunga Oh dały o sobie znać inspiracje muzyką filmową czy „lżejszą” – zwłaszcza w sentymentalnie romantyzującym solowym fragmencie skrzypiec czy kulminacyjnym euforycznym wybuchu tutti zdominowanym przez dzwonki. Orkiestra Muzyki Nowej, pod batutą Szymona Bywalca, błyszczała we wszystkich kompozycjach.
Program złożony głównie z utworów nowych dopełniła uwertura Toshia Hosokawy Medea Fragments – obecność muzyki tego kompozytora i innych artystów dalekowschodnich (czy utworów inspirowanych Dalekim Wschodem) to zresztą wyraźny i co rok obecny podpis dyrektora Festiwalu Marcela Chyrzyńskiego. Kolejne koncerty od jutra (poniedziałek). Oby nadzieje rozbudzone przez ten pierwszy nie zostały zawiedzione. Posłuchamy, zobaczymy.