Ten wpis był planowany na kiedyś – kiedy już bardzo dobrze poznam to, co chcę zaproponować, wszystko (co się da) obejrzę, sprawdzę każdy aspekt płatnych i darmowych wersji, będę absolutnie przekonana, co polecić. I pewnie w ten sposób nie powstałby nigdy. Ale teraz może się przyda.
Zapewne więcej czasu spędzimy w najbliższym czasie w domach, w izolacji. Tylko niektórzy mogą sobie pozwolić na luksus niewychodzenia, ale większość z nas ograniczy raczej aktywności na zewnątrz. Przypuszczalnie zaopatrzyliśmy się w makaron, kaszę i płatki owsiane. Co teraz? Jak nie zmarnować, nie przespać tego czasu? Pewnie posprzątamy, może pogramy w planszówki, jeśli nie jesteśmy sami, obejrzymy dawno planowany serial. Na pewno będziemy czytać książki (słychać, że Dżuma Camusa i Dekameron Bocaccia są na czasie, a od siebie dodam Mszę za miasto Arras Szczypiorskiego). Przez internet czy telefon będziemy wymieniać się z rodziną i znajomymi naszymi codziennymi sprawami, tym razem ograniczonymi do czterech ścian mieszkania, ewentualnie mieszkania i pracy? Może to będzie czas wyciszenia? A może wręcz przeciwnie – nie musząc słuchać wszystkich dźwięków, które towarzyszą nam codziennie, zatęsknimy za muzyką?
Koncerty, spektakle odwołane. Próby zespołów, w których część z nas pewnie gra lub śpiewa, odwołane. Zostaje to, co dostępne z domu. Czyli?
Słuchajmy!
Kto na co dzień ma czas na słuchanie płyt? Może wieki temu dostaliśmy w prezencie jakieś albumy, po które nie było czasu (albo raczej wydawało się, że go nie ma) sięgnąć? Może odruchowo włączaliśmy muzykę online, zamiast z namaszczeniem wybrać to jedno prostokątne pudełeczko, przeczytać esej w książeczce, włożyć płytę, zamknąć kieszeń odtwarzacza czy komputera, usiąść w fotelu czy położyć się na kanapie – i słuchać. Bez reklam, bez dużego czy mniejszego ekranu, na którym widzimy od razu wszystko. Bez przeskakiwania? U mnie tą płytą będzie dzisiaj niesłuchana jak należy od 2016 roku płyta To my Homeland – z gruzińską polifonią wykonywaną przez emigracyjne zespoły.
A jeśli nie mamy płyt? Albo wszystkie znamy już na pamięć? Wtedy oczywiście z pomocą przychodzą nam serwisy streamingowe. Najpopularniejsze iTunes i Spotify, czy to w wersji darmowej, czy płatnej, na pewno dostarczą nam więcej muzyki, niż wszelka kwarantanna jest w stanie znieść.
Warto też sprawdzić coś innego. Spróbujmy na przykład Idagio. Serwis różni się od pozostałych pod kilkoma względami. Po pierwsze – nastawiony jest muzykę tzw. klasyczną czy poważną. Po drugie – znajdziemy w nim playlisty ułożone przez artystów, muzykologów, krytyków (jak już skończycie słuchać naszej zimowej, to zapraszamy do wiosennej stworzonej przez Hugona Shirleya). Po trzecie – w darmowej wersji jeszcze nie ma reklam podmiotów zewnętrznych, tylko samego serwisu, a ich brzmienie (tło dźwiękowe, głośność, barwa głosu mówiącej osoby) są znacznie mniej agresywne. Po czwarte – ma lepiej opisane ścieżki, zwykle nie trzeba szukać płyty na innych stronach, żeby sprawdzić wykonawców. Po piąte – w inny sposób wycenia zapłaty należne artystom, według sekund odtwarzania, nie liczby odtworzeń. Nie wiem, jak się to przekłada na konkretne sumy, ale podobno ma być sposobem nieco bliższym nieosiągalnej sprawiedliwości. Po szóste – rzecz dla audiofilów – jeśli zdecydujemy się na płatną wersję programu, możemy słuchać muzyki w podobno bezstratnej jakości.
Ci zaś, którzy są zainteresowani nową muzyką, której często nie uświadczymy ani na płytach, ani w serwisach – niech sprawdzą Soundcloud i YouTube, kanały ulubionych (albo nawet jeszcze nieznanych) kompozytorów i kompozytorek czy zespołów (część swoich wykonań udostępnia na przykład Spółdzielnia Muzyczna contemporary enseble). Na stronach internetowych artystów też znajdziemy mnóstwo muzyki. Ja pewnie, pod wpływem wizyty Joanny Bailie w Krakowie na ELEMENTI 8. EKRAN w ubiegłym tygodniu, wreszcie znajdę czas, żeby obejrzeć i posłuchać jej kompozycji.
Oglądajmy (i wciąż słuchajmy)!
Wymówki się skończyły. Nie możemy powiedzieć, że nie wiemy, jak opery są wystawiane na świecie, że daleko, że drogo. I na dodatek nie musimy szukać (choć możemy). Na stronie OperaVision dostaniemy gotowy wybór oper z różnych teatrów, dostępnych za darmo przez określony czas, często z materiałami dodatkowymi, streszczeniami, przewodnikami po dziele i po wykonaniach. Dostępność napisów zależy zwykle od producenta opery – polskie teatry zazwyczaj dostarczają napisy w naszym języku (teraz możemy obejrzeć Toskę z Teatru Wielkiego Opery Narodowej), a inne spektakle opatrzone są napisami angielskimi, często też francuskimi i niemieckimi.
Również niektóre teatry operowe zdecydowały się na transmisje i retransmisje swoich produkcji w internecie – często za darmo. Swoje serwisy mają na przykład brukselska La Monnaie (niestety żadna z oper nie jest dostępna w tym momencie), Bayerische Staatsoper czy Teatr Wielki Opera Narodowa.
Warto też rozglądać się na stronach internetowych innych instytucji. W serwisach znajdziemy pełne spektakle, zapowiedzi, a także materiały zza kulis czy wypowiedzi twórców. Na przykład ktoś, kto wyjątkowo się nudzi i zupełnie nie wie, co zrobić z wolnym czasem może zajrzeć na stronę Opera North z Leeds, która udostępniła całą tetralogię Wagnera w półscenicznych wykonaniach…
Muzykujmy!
Studenci i muzycy pracujący w zawodzie ćwiczyć pewnie wykorzystają ten czas na intensywniejsze ćwiczenie. Ale może nie tylko Ci, którzy grać muszą sięgną po instrumenty? Może ktoś z nas skończył szkołę pierwszego czy drugiego stopnia, instrumentu się nie pozbył, odłożył go tylko na miesiące czy lata – z nadzieją, że kiedyś będzie okazja zagrać albo po prostu sentymentu? Zdejmijmy nasze instrumenty z szafy, odkurzmy futerały, nastrójmy, przetrzyjmy, żeby błyszczały, znajdźmy jakieś stare nuty drukowane, jakieś zdigitalizowane (na przykład w Petrucci Music Library) albo po prostu poimprowizujmy. Sąsiedzi jakoś to zniosą!